Podziel się wrażeniami!
Jadąc gdzieś w teren, gdzie zamierzam coś sfotografować, czynię to z potrzeby ducha. Nie fotografuję dla pochwał, czy konkursowych nagród. Widoki Natury dają mi poczucie wewnętrznej harmonii, którą ja od lat usiłuję utrwalić w obrazie. Fotografuję tak, jak światło pozwala. Naturą nie można kierować, jak czyni to dyrygent z orkiestrą, czy reżyser w stosunku do aktorów. Naturę muszę akceptować taką, jaka jest. Bywa zmienna i kapryśna, ale zawsze jest Piękna. Staram się korzystać z jej usług, na ile umiem odczytać jej znaki. A jednym z jej znaków jest światło, które, mimo długich lat mojego fotografowania, stale potrafi mnie zaskakiwać czymś nowym, więc zabawa trwa… I o tym będzie ten wpis.
Ostatnio we wpisie pt. „HDR”, wspomniałem, że technika ta bywa bardzo pomocna, gdy trzeba się bronić przed zbytnim przekontrastowaniem scenerii, a właśnie takowe potencjalnie mogą się pojawiać głównie za sprawą pięknej, słonecznej pogody. A we wpisie pt. „Gdy się stoi na trzech nogach” wskazywałem, że lubię taką pogodę, gdy jednak słońce jest jakoś, choć trochę, „zakryte”. Bo faktycznie to nie moim oczom przeszkadzają efekty dużego nasłonecznienia w lesie, a mojemu aparatowi fotograficznemu, którego matryca nie potrafi sobie poradzić z nadmiernymi kontrastami. I o ile wpis „HDR” zawierał zarys teorii, co wzbogaciłem kilkoma własnymi zdjęciami, to w niniejszym przedstawię moje trzy ćwiczenia polowe, wyłącznie w aspekcie pogodowym, a właściwie w kwestii nasłonecznienia.
Ćwiczenie nr 1
I gdy znowu zawitałem do Arboretum w Rogowie, po tygodniu od poprzedniej wizyty majowej, pogoda z samego rana była pochmurna. Chmury występowały, jak obserwowałem to w drodze do Rogowa, chyba na dwóch poziomach. Wyżej chmury warstwowe (stratus), poniżej kłębiaste (cumulus). W lesie już tego tak nie było widać, bo obszar obserwacji był mocno ograniczony głównie do tego, co się dało ujrzeć nad głową.
Otóż, gdy pojawiłem się w Arboretum kilka minut po godzinie 8-ej, w lesie, mimo zachmurzenia, było już na tyle jasno, że światło do fotografowania było w zupełności wystarczające. Dowodzi tego poniższe zdjęcie, które tu prezentuję bez żadnej obróbki tonalnej.
[A_1]
Fotografowanie zacząłem w trybie DRO, ponieważ w powyższej scenerii HDR nie był potrzebny, jako że miękkie światło nie stwarzało kontrastów. Ostatecznie nawet sam statyw także nie był niezbędny przy ustawieniach: ISO 200, f/3.5, bo czas wyszedł t=1/25 sek. Oczywiście podkręcenie przesłony np. do f/8, aby zwiększyć głębię ostrości, już statyw wymuszało.
Ale, nieco ponad pół godziny później chmury się rozsunęły i las został oblany ostrym światłem słońca. Wróciłem więc do miejsca widocznego na powyższym zdjęciu, bo chciałem przekonać się, jak w tym momencie wypadnie efekt fotografowania. A że wypadło fotografować prosto pod słońce, bo słońce stało jeszcze nisko nad lasem, to stanąłem w cieniu pnia sosny. Warunki trudne. Wyłączyłem autofokus, bo chciałem mieć kontrolę także nad ostrością w trakcie fotografowania pod światło. W lesie czasem bywa to konieczne i w innych przypadkach, bo autofokus w gęstwinie zarośli lubi się „zagubić”. Włączyłem na ten moment HDR z korektą 5 EV. Poniżej widać dwa zdjęcia (A_2-3), pierwsze podstawowe, a drugie wynikowe. Pierwsze z tych dwóch wprawdzie nie zarejestrowało znaczących „przepałów” (jeśli nie liczyć drobnych wypaleń szczytów górnych kwiatostanów azalii – krzew pierwszy z lewej), ale cienie wypadły już zdecydowanie zbyt mocno. Ale przy fotografowaniu pod słońce tak bywa. Na krótki dystans, np. 3-4 m, zapewne wystarczyłoby podświetlenie lampą błyskową, ale na leśno-parkowej polance, już z całą pewnością nie. Drugie zdjęcie, wynikowe (przetworzone przez HDR), jest już trochę w cieniach lepsze, a i te nieco wypalone fragmenty kwiatostanów też wypadły lepiej, ale na moje oko zdjęcie nadal potrzebuje pomocy. Ale przy fotografowaniu pod słońce, jak widać, i HDR może mieć problem z rozjaśnieniem głębokich czerni. Zapewne wstawienie do HDR korekty 6 EV, mogłoby dać wynik kapkę lepszy, ale ostatecznie do domu pojechałem z takim zdjęciem, jakie miałem.
[A_2-3]
No i poniżej widać wynik mojej domowej już próby uzyskania czegoś lepszego na bazie zdjęcia wynikowego. Jest być może nieco lepsze, ale czy dobre? Przy fotografowaniu pod światło na pewno ucierpiały kolory. Na tapetę chyba bym sobie go nie wybrał. 😞
[A_4]
A teraz wróćmy na chwilę do widoku tego miejsca zarejestrowanego krótko po 8-ej (zdjęcie A_1). Widać w nim zasadniczo wszystko i jest, jak już wspomniałem, bez jakichkolwiek korekt tonalnych, a przede wszystkim, bez HDR.
Moje wnioski: Dobre, miękkie światło jest dla fotografa bezcenne. Fotografowanie pod światło, nawet z HDR-em nie daje gwarancji miękkich tonacji.
Ćwiczenie nr 2
Ale, że tego dnia nad okolicami Rogowa, przez wiele godzin, począwszy od ok. godziny 8.40, przesuwały się nieustannie, rozrzucone luźnym szykiem, niewielkie chmury kłębiaste - to miejsca, w których przebywałem, były na przemian, to nasłonecznione, to znów zacienione. I jak to wpłynęło na pewną kompozycję obrazu, przedstawiają poniższe cztery ujęcia, parami (z pomocą HDR) wykonane z tego samego ustawienia na statywie.
Pierwsze z dwóch niżej prezentowanych zdjęć nie wykazują pomiędzy sobą praktycznie żadnej znaczącej różnicy w tonalności. W zdjęciu podstawowym (z pary B_1-2 to pierwsze), jak się dobrze przyjrzeć, jedynie minimalnie są głębsze cienie. Ale to ujęcie powstało w chwili, gdy słońce było jeszcze zasłonięte chmurą. Nie było więc w scenerii żadnych miejsc, ani nadmiernie rozjaśnionych, ani ze zbyt głębokim cieniem. Jak widać, w tym przypadku HDR nie miał uzasadnienia, ale na ten moment nie chciało mi się HDR-u wyłączać.
[B_1-2]
Ale niespodziewanie dla mnie, dosłownie kilka sekund później, chmura się odsunęła. Zmieniło się więc oświetlenie, a ja nacisnąłem spust. Chciałem się przekonać, co z tego wyjdzie z włączonym HDR-em. Otóż w wyniku nasłonecznienia widoku, ściana z krzewami po lewej stronie kadru, a także cześć trawiastej dróżki, mocno się rozjaśniły. Jednocześnie krzewy i drzewa na prawej stronie kadru pozostawały w cieniu bardzo wysokich drzew rosnących na prawo ode mnie, ponieważ słońce o tej godzinie stało jeszcze stosunkowo nisko nad lasem. Widać to bardzo wyraźnie na zdjęciu podstawowym (pierwsze z poniższej pary B_3-4). To zdjęcie, moim zdaniem, wygląda teraz źle. Kompozycja się „rozjechała”.
[B_3-4]
I nawet zadziałanie HDR (z korektą 4 EV) nie „zmiękczyło” oświetlenia. Widać to na zdjęciu wynikowym. HDR zrobił, co mógł, a warto przy tym zauważyć, że przecież nie ratował widoku od przepałów i czerni. Zwracam też uwagę na fakt, że to samo miejsce wyglądało zupełnie inaczej, gdy słońce było schowane za chmurą. Miękkie światło nie dzieliło kadru na część lepszą i gorszą. Na zdjęciu wynikowym, skorygowanym przez HDR, cienie wprawdzie rozjaśniły się, ale nadal granica światła i cienia dzieli kadr na dwie trochę niepasujące do siebie części. Ta jasna część nadal zbytnio dominuje nad resztą, przez co nie wykazuje związku z resztą kadru.
Na przykładzie ostatnich czterech zdjęć widać wyraźnie, że ostre światło nagle wkraczające do gry, może wręcz zepsuć kompozycję. Nie twierdzę, że kompozycja obrazu w scenerii zacienionej chmurą musi się wszystkim podobać. Chciałem mieć takie ujęcie bardziej z potrzeby zarejestrowania widoku wysokiej ściany różaneczników i bluszczu oplatającego pień drzewa. Na pocztówkę ów widok być może nie nadawałby się, ale ja lubię taką leśną scenerię, mającą coś z bajkowej tajemniczości. A tu, w Arboretum, takich miejsc jest wiele. Ale jednocześnie przypadek zdarzył, że sam nauczyłem się czegoś nowego o destrukcyjnych dla kompozycji skutkach, takiego częściowego oświetlenia krajobrazu. Chciałoby się powiedzieć: Chmuro wróć!
Na próbę wyciąłem na zdjęciu to, co uznałem za szpecące, a ponadto trochę poprawiłem tonalnie. I wypadło to chyba nawet nieźle (B_5), ale przecież nie taka kompozycja była moim pierwotnym zamierzeniem.
[B_5]
Moje wnioski: Nie mogę winić HDR-u, że kompozycja w słońcu się „rozjechała”, ponieważ ta sceneria nie kwalifikowała się do jego użycia. Komponowanie kadru wymaga wyczucia także w aspekcie zmieniającego się oświetlenia.
Ćwiczenie nr 3
Ale trzy godziny później, gdy tuż przed południem słońce zbliżało się do zenitu, krajobraz leśny nie był oświetlany skośnie z boku, jak rano, ale niemal z góry. Warunki fotografowania zmieniły się radykalnie. Drzewa i wszelkie formy roślinne nie rzucały już długiego cienia na inne stojące obok. I zmniejszyło się prawdopodobieństwo fotografowania pod światło. A i światło w lesie wydawało się docierać jakby do większej ilości miejsc. Kontrasty występowały nadal, ale dawały się okiełznać znacznie łatwiej i już nie rozbijały kompozycji. Poniżej kolejna para zdjęć (C_1-2): podstawowe i wynikowe, gdzie HDR z korektą 4 EV wykonał dobrą robotę i „zmiękczył” widok, choć, jak widać, sam HDR ostatecznie nie był niezbędny.
[C_1-2]
Moje wnioski: Kierunek padania promieni słonecznych i ich nachylenie do powierzchni ziemi, ma wielkie znaczenie dla kompozycji. To samo miejsce po kilku godzinach oświetlone jest inaczej. Efekt HDR zależy od lokalnych warunków oświetlenia i to od nich zależy, czy HDR jest uzasadniony.
Jak się nie dać złej pogodzie
Jak się okazuje dla fotografa pojęcia złej, czy dobrej pogody nie niosą tych samych treści, co dla zwykłych spacerowiczów.
Zawsze, przed wyprawą z aparatem w teren, warto sprawdzać prognozę pogody. I niekoniecznie dla wypatrywania tej jedynie „słusznej” pogody, czyli słonecznej. Jak widać na zaprezentowanych przykładach, samo zachmurzenie nie jest wcale takie złe. A wtedy HDR pozostaje jedynie technologią „ratunkową” w razie ostrego nasłonecznienia. Przy planowaniu wyprawy zdecydowanie unikam jedynie dni, zapowiedzianych, jako ewidentnie deszczowe.
Planując wycieczkę dokądkolwiek, już na kilka dni wcześniej obserwuję prognozę pogody dla miejsca zwiedzania, a mój ulubiony serwis (https://www.weather-forecast.com/) czyni to w sposób bardzo użyteczny. Polega to na tym, że dobę dzieli nie na: dzień i noc (jak to czynią niektóre popularne serwisy) - a na osiem trzy-godzinnych bloków, co bywa niezwykle pomocne przy planowaniu trasy zwiedzania. I sprawdzam pogodę zawsze do ostatniego dnia przed planowaną wyprawą. Tak jest pewniej, że nagle w terenie pogoda niemile mnie nie zaskoczy. Bo, mimo nowoczesnych obserwacji meteorologicznych, naziemnych i satelitarnych, zawsze musimy mieć świadomość, że Natura jednak nie do końca jest przewidywalna. Na wszelki wypadek pelerynę, ewent. parasol, warto w plecaku mieć. A o zabezpieczeniu aparatów przed deszczem pisałem w „Pogadance o higienie”.
Fotografowałem: ILCA-68. Zdjęcia A_1, A_2-3, A_4 oraz C_1-2 - obiektyw SAL18135, zdjęcia B_1-2, B_3-4 oraz B_5 - obiektyw Samyang 10.
Witaj Mar_Jan,
dziękujemy za bardzo praktyczny wpis! Czekamy na kolejne
Pozdrawiamy